Artur Lewczuk Artur Lewczuk
1924
BLOG

Żywot Mateusza

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Kultura Obserwuj notkę 4

 

Mówią o nim: „Pomylony”. Gdy sięgam pamięcią w przeszłość,  jawi się mi jako ktoś, kto istniał naprawdę. I chociaż można go spotkać także współcześnie, to jednak przeważnie już nie jest taki  jak dawniej. Kiedyś żył otwarcie, był przekonany co do swego świata wartości. Zdziwiony ludzką pogonią za tym wszystkim, co człowiek nazywa sukcesem, głośno wyrażał swoją niezgodę na niepoetyczność świata.  Dzisiaj  często tylko przemyka zaułkami zdarzeń, jest skulony w sobie, jakby zaczął wątpić w samego siebie, w swoją słuszność, jakby chciał wypłynąć na „środek jeziora”. Niepokoi mnie ten stan, bo przecież, gdyby „Pomylony” przepadł, świat byłby jak zima bez ptaków.

Przejmująco o „Pomylonym” mówił Witold Leszczyński w „Żywocie Mateusza”, w filmie, który powstał na podstawie powieści norweskiego pisarza Tarjei Vesaasa „Ptaki” (powieść została wydana w 1957 roku). Witold Leszczyński w tytule swojego dzieła odwołał się do średniowiecznego gatunku literackiego przedstawiającego biografię świętego, kogoś, dla kogo wartości duchowe mają ogromne znaczenie. To odwołanie wartościuje głównego bohatera, jakim jest Mattis. Określa jego tożsamość. Podobny charakter, jak tytuł, ma czołówka – obraz brzegu jeziora widziany z perspektywy łodzi płynącej jakby pod prąd, przeciw codzienności, w stronę źródła, zgodnie z ruchem słońca, z porządkiem natury. W tej scenie wyraża się istota „Pomylonego” – Mattisa, człowieka żyjącego według Bożego prawa, tęskniącego za muzyką sfer.

Mateusz odczuwa silną więź ze światem, a zwłaszcza ze swoją siostrą – Olgą, z którą mieszka w ich domu rodzinnym. Ukazuje to początkowa scena filmu, w której Mateusz i Olga siedzą na ławce przed domem. Ona nawija na kłębek nić z motka, a on go podtrzymuje swoimi otwartymi rękoma. Mateusz ma w sobie potrzebę bycia kochanym i potrzebę kochania. Kiedy śni,  wyobraża siebie jako kogoś, kto żyje w świecie pięknych uczuć: widzi brzozowy, jakby święty gaj,  w którym jest dziewięć dziewcząt (dziewięć Muz) i w którym pasą się konie. Prosi dziewczęta o to, żeby spośród nich przyszła ta, o której myśli. Jest nią dziewczyna, która ruchem ręki wywołuje delikatny śpiew ptaków. To ta, którą, jak mówi, zrodziły ptaki. Scena pozwala zrozumieć, że Mateusz jest utkany z subtelnych emocji. Wypowiedziane zaraz potem przez Mattisa zdanie: „A teraz możesz zrobić, co tylko zechcesz”, to dowód na to, że nie traktuje ludzi użytecznie, że choć bardzo pragnie kobiecej miłości, to jednak nie myśli o niej wyłącznie ze względu na własne  „ja”.

Mateusz jest kimś, kto uważnie przygląda się wszystkiemu,  kimś, kto odbiera całym sobą wszystko, co go otacza. Widzi świat jako coś niezwykłego – ptak, kępka mchu, piorun, falująca woda to wszystko wzbudza w nim podziw, to wszystko jest dla niego żywe, bratnie. Ludzie nie rozumieją jego zachwytu  całym światem, bo dla nich piękno tkwi tylko w rzeczach. Dla nich wartościowym człowiekiem jest ten, kto potrafi ciężko pracować, kto jest praktyczny, dzięki któremu można wzbogacić się materialnie, awansować. Sposób myślenia, postępowania Mateusza, ich zdaniem, nie przynosi zysku, prowadzi do ubóstwa, więc dla nich Mateusz jest „pomylony”. Jego świadomość, mądrość życiową oceniają jako przejaw infantylizmu. Wyraziście o tym świadczy scena, w której młynarz, widząc przechodzącego obok niego Mateusza, mówi mu, aby zaczekał; wchodzi do młyna i zaraz wraca, żeby poczęstować Mattisa karmelkami – tak, jak  częstuje się dziecko.

 Z pozoru ludzie, wśród których żyje Mateusz, są sympatyczni, ale tylko z pozoru. Są ukazani z perspektywy głównego bohatera, który odnosi się do nich z szacunkiem należnym drugiemu człowiekowi, więc wydaje się, że mają w sobie pewien rodzaj świetlistości. Jednak gdy uważnie przyjrzeć się ironii, z jaką odnoszą się do Mateusza, temu, jak śmieją się z niego, wtedy tracą jasność duszy, zaczynają przypominać istoty wypchane cynizmem. To ludzie, którzy potrafią wykorzystać czyjeś szlachetne uczucia, ale nie  potrafią zachwycać się nimi – gospodarz, który przyjmie Mateusza do pracy, zatrudni też parę zakochanych, bo ma przekonanie, że zakochani są „najtańszą siłą roboczą”. Jak twierdzi, gdy ludzie są zapatrzeni w siebie, stawiają niewielkie wymagania, byleby tylko mogli być ze sobą.

Mateusz, spotykając ludzi, często słyszy: „Dokąd idziesz, Pomylony?” Droga Mateusza jest drogą im zupełnie nieznaną. O ile Mateusz potrafi iść niespiesznie, usiąść w bezmiarze czasu i rozmyślać, oni ciągle mają poczucie braku czasu,  gdzieś pędzą, dokądś gnają. Wyrazem tego jest epizod z zagranicznymi turystami. Pędząc samochodem, w pewnej chwili muszą gwałtownie hamować, bo na drogę wychodzi Mateusz. Jadą tak, jakby droga była tylko dla nich, jakby do nich należała. Są bardzo zdziwieni tym, że Mattis zajście z nimi traktuje z uśmiechem, że wyciąga do nich rękę na przywitanie. Jego reakcja jest niebywała, nie ma w niej krzyku, złorzeczenia ani gwałtownej gestykulacji, jest natomiast ciekawość innych ludzi. Nie przeszkadza to im jednak zaraz ruszyć z piskiem opon. Co po sobie zostawiają? Nic, oprócz mnóstwa kurzu i hałasu, w którym niczego ważnego nie można usłyszeć. Cudzoziemskość ludzi, których Mateusz spotyka na drodze, jest symboliczna. Uświadamia, że Mattis i oni to postaci z dwóch różnych światów nierozumiejących się wzajemnie.

O  niezwykłości Mattisa świadczy jego tęsknota za życiem wzniosłym, idealnym, za wolnością. Dziwi się Oldze, że nie podziela jego entuzjazmu zrodzonego z tego, że przeleciał nad ich domem „wielki ptak” – będący dla niego znakiem świata, którego tak bardzo pragnie.  Nie rozumie, dlaczego ona nie ma w sobie potrzeby ujrzenia niezwykłego zjawiska. Mateusz to człowiek bardzo wrażliwy, ale i ktoś, kto ma w sobie wyrozumiałość – niechęć Olgi do wyjścia przed dom, żeby zobaczyć szybującego ptaka, kwituje stwierdzeniem: „Jeden jest taki, a drugi inny”.

Kiedy widzi po raz kolejny ptaka, mówi: „Ptak i ja. Ja i ptak”, a gdy ptak odlatuje, mówi: „Ty jesteś ty”. Słowa te świadczą, że Mateusz zdaje sobie sprawę ze swojego położenia, ze swojej inności, ze swojej obcości w świecie ludzi pochłoniętych codziennym pomnażaniem rzeczy. Wie, że liryczne marzenia bardzo trudno spełniają się w świecie człowieka, dla którego widok szybującego ptaka nie jest czymś, co wprawia w zachwyt. Czuje podświadomie, jak daleki jest świat wysnuty z serca – jest jak baśń. Jego dramat polega na tym, że z jednej strony pragnie bliskości ludzi, wie, że piękna życia nie da się urzeczywistnić bez drugiego człowieka, a z drugiej strony ma świadomość, jak to urzeczywistnienie jest trudne z powodu tego, kim człowiek potrafi być.

  Mateusz przeczuwa, że byt „wielkiego ptaka” w rzeczywistości, w której przyszło mu żyć, jest zagrożony, że istota taka jak „wielki ptak”, żyjąc pośród ludzi, naraża siebie na śmiertelne niebezpieczeństwo.  Wkrótce o tym przekonuje się – słyszy strzał i widzi, jak ptak spada na ziemię. To tragiczne zdarzenie pozwala zrozumieć, kim bywają ci, dla których Mateusz jest „pomylony”. To ludzie pozbawieni głębszych uczuć. Mają w sobie chęć władzy, dominowania. Uważają, że mogą robić wszystko, co im się podoba. Niektórzy z nich znajdują przyjemność w używaniu przemocy, być może dlatego, że mając zmurszałe serca, tylko z niej mogą czerpać poczucie własnej wartości. Kiedy Mateusz patrzy na ptaka ustrzelonego przez myśliwego, kiedy widzi, jak coraz bardziej matowieją oczy ptaka, wypowiada przejmujące: „Nie!”. Nie chce zgodzić się na śmierć piękna, duszy. Instynktownie rozumie, że życie bez duszy jest życiem pozbawionym sensu.

Ta jego niezgoda jest czymś, czego na ogół nie pojmują ludzie: gdy Mateusz przynosi martwego ptaka do domu, Olga z  obrzydzeniem mówi: „Fuj, skąd on się tu wziął? Cały stół ubrudzi. Czy to jest twój ptak?” I zaraz dopowiada: „Ptaki często giną wcześnie”. W tych jej słowach jest jakiś rodzaj niewiary w to, że życie może w całej swojej rozciągłości być życiem etycznym. Jest pogodzenie się z „koniecznością zawarcia kompromisu ze światem”. Mateusz myśli inaczej. Wie, że „ptaki mogą żyć okropnie długo!” Ulega jednak namowom siostry, która przekonuje go do tego, by ptaka zakopał, a potem przywalił kamieniem. Kiedy to się stanie, Mateusz zaczyna się bać, przeczuwa, że gdy ginie „ptak”, musi stać się coś strasznego. Przeczuwa, co może stać się z człowiekiem, kiedy człowiek swoją duszę przygniata kamieniem niepamięci.

Wielkie pokłady miłości, które leżą w jego duszy, powodują, że Mateusz podejmie heroiczne próby zbliżenia się do ludzi, ale wszystkie one będą nieudane, co więcej przniosą ze sobą wielki dramat. Świadczy o tym chociażby spotkanie, do którego dochodzi na kamiennej wyspie. Na śpiącego na niej Mattisa natrafiają dwie dziewczyny – Anna i Ewa – które wybrały się łodzią na jezioro. Kiedy pytają się go o imię, ten, jak  św. Piotr, zapiera się siebie, przedstawiając się jako Andrzej. Robi tak, ponieważ wie, że rozpoznany jako Mattis („Pomylony”) nie miałby szansy na to, by potraktowały go „poważnie”. Mateusz instynktownie czuje, że aby zbratać się ze światem, musi stać się kimś innym, niż jest, musi zacząć „mówić jak ludzie”.

 Historia ta nie zakończy się szczęśliwie. Na kamiennych wyspach codzienności istoty takie jak Mateusz są niczym ryby wyrzucone z wody na brzeg – duszą się powietrzem tych wysp i umierają powoli w rozpaczy. Wkrótce Mateusz zostanie złożony do „sarkofagu”.  Dokona się to ostatecznie za sprawą jego siostry, która przerwie najważniejszą, a z czasem jedyną nić wiążącą Mateusza z ludźmi. Pochłonięta uczuciem do drwala, który pojawia się w jej życiu, zaczyna Mateusza okłamywać, wykorzystuje jego ufność,  robi wiele, żeby jej brat jak najrzadziej przebywał w domu.  Mateusz, stając wobec pustki, nabiera poczucia odrzucenia. O tym, że ma prawo czuć się odrzucony, świadczy pojawienie się w oknie jego domu dwóch nowych kwiatów doniczkowych, postawionych zapewne przez Olgę. To już nie są te same kwiaty, które dawniej przyozdabiały dom. Mateusz nie chce zgodzić się na inny niż jego świat,  dlatego nie przyjmie „pomocy” drwala, który mówi, że może nauczyć go, jak odzierać drzewa z kory, by móc dzięki temu zarabiać pieniądze.

Mateusz, wydziedziczony ze świata przez ludzi, jako „Pomylony” chce zakończyć życie. Przed wypłynięciem  na jezioro, gdzie postanawia zatopić siebie z łodzią, wgryza się w drzewo.  Zamiast soku, wydostaje się z drzewa gęsta krew. Wygląda to tak, jakby przegryzł pępowinę łączącą go ze światem, którego „prawd” nie chce przyjąć. Po wypłynięciu rozbija dno łodzi – do środka zaczyna wdzierać się woda układająca się w kipiące, wrzące serce. Po chwili zapada cisza…po jakimś czasie cisza zostanie przerwana krzykiem Olgi: „ Mattis!”. Jej nawoływanie odbije się się od lasu, jeziora i powróci echem. Na krzyk Olgi nikt nie odpowie,  bo przecież pustka może przywołać jedynie pustkę.

Los Mateusza wypełnia się jaskrawo w naszej współczesności rzeczywistości. Próbuje się nas przekonać, że ktoś taki, jak Mateusz, to człowiek „pomylony”. Nasi „dziarscy chłopcy”, którzy sprawują władzę, chcą oduczyć nas posługiwania się jego językiem, przekonując, że najwyższy czas, abyśmy zaczęli przemawiać językiem dzisiejszej Europy.  Czy mają rację? Może mimo to warto wychodzić jak najczęściej na brzeg jeziora i wołać: „Mattis!”, by nie usłyszeć pewnego dnia bulgotu wody, by nie stanąć wobec ciszy odzierającej człowieka ze skóry, by umieć dostrzegać siedzące na zimowej gałązce wtulone w siebie sikorki. 

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura