Artur Lewczuk Artur Lewczuk
212
BLOG

PO, czyli galop w miejscu po kole

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 2


Popularność PO w niektórych kręgach naszego społeczeństwa (proszę nie puszczać wodzy fantazji i nie przywoływać w tym momencie, dajmy na to, pierwszej części Boskiej komedii  Dantego Alighieri) wynika z tego, że jest to partia, która nie stawia zbyt dużych wymagań sobie i społeczeństwu. 

Wystarczy jej, by obywatele przestrzegali podstawowej zasady rodzimego „liberalizmu”: Wy nie wtrącacie się w nasze sprawy, a my nie będziemy się wtrącać w wasze – i szafa gra. Inaczej mówiąc: każdy sobie rzepkę skrobie. Politykę PO można określić jako jazdę bez ograniczeń. Niepotrzebne są jej żadne lejce, nie ma tu znaczenia w prawo, w lewo. Ważne, że koń pędzi, a „my mamy niezły ubaw”. To, gdzie pędzi, jak pędzi, po co pędzi, nie ma już większego znaczenia. Tym niech koń się martwi.

Chodzą słuchy, że podobno gonimy Europę, ale tak do końca nie jestem tego pewny, bo jakoś nie było mi dane zobaczyć spójnego, całościowego obrazu planu rozwoju Polski, którego twórcą byłaby PO. Partia ta w swojej istocie to partia działań doraźnych, tymczasowych, wymuszonych przez bieżące wydarzenia. Trochę przypomina krawca, który bez końca naprawia te same spodnie, naszywając nowe łaty na łaty stare, już przetarte. I nie ma nic dziwnego w tym, że tak jest. Wystarczy zajrzeć do statutu PO, żeby przekonać się, jak cele tej partii są niezwykle mgliście określone i jak jest ich niewiele. Znamienne jest to, że spośród czterech celów, które PO sobie stawia, i które wymienia na początku swojego statutu, tak naprawdę tylko jeden dotyczy ojczyzny. Pozostałe trzy to cele związane ze zdobyciem i sprawowaniem władzy. Już ta proporcja celów świadczy, co dla tej partii jest najważniejsze. 

Przekonuje się nas, że PO to partia galopu, że to niezwykle dynamiczna siła, gotowa wiele zdziałać w budowaniu nowego sprawnie działającego państwa. Jednak jej galop jest galopem dziwnym, bo jest to galop w miejscu. PO ma w sobie dużo woli, chęci, zamiarów, ale tak naprawdę niewiele może, bo wciąż różne społeczne ele(męty) rzucają jej kłody pod nogi. Oczywiście partia w związku z tym nie jest bezczynna. Nie pozwala sobie w kaszę dmuchać. Przykładem tego jest powszechne tropienie przez PO różnej maści opóźniaczy, (po)wstrzymywaczy. Najgorszym gatunkiem szkodników społecznych są dla niej „hamulcowi”, którzy, gdy są już przez nią wywlekani na światło dzienne, żeby naród zobaczył te straszne paskudy, są zazwyczaj ukazywani przy użyciu metaforyki zwierzęcej. „Gdyby nie oni, o, to byśmy pokazali, co potrafimy, jaki w nas potencjał, jak można przemieniać rzeczywistość. Ale cóż, trzymają, nie pozwalają, podstawiają nogi. Chociażby to: chcieliśmy, żeby obywatele głosując w I turze wyborów prezydenckich otrzymywali w lokalu wyborczym specjalne zaświadczenie. Dzięki niemu mogliby zagłosować w II turze poza miejscem zamieszkania. Mieliśmy opinie konstytucjonalistów, różnych ludzi, którzy potwierdzali, że jest to możliwe. Pokazywali, że to nie zmienia materii ustawowej ordynacji, a umożliwia łatwiejszy dostęp do zaświadczenia, czyli tak naprawdę do głosowania. Realizowalibyśmy w ten sposób obywatelskie prawo do oddania głosu No i co? No i nic? Znowu zaciągnięto hamulec.” 

PO jest jak parowóz pod pełną parą: syczy, bucha, kipi, rwie się, ma w sobie potężną moc – ale koła boksują, bo jakaś diabelska siła go trzyma. Wagony tego PO(ciągu) są podobno pełne ludzi – młodych (temu, że pełne, trochę przeczy przebieg wyboru kandydata tej partii na prezydenta RP), dynamicznych, krzepkich, uśmiechniętych, śmiało wychylających się przez okna i optymistycznie patrzących w kuszącą dal, która otwiera się przed nimi. Nie ma co, to jedzie młodość – bez kaftaników z zatrzaskami, bez świętych obrazków, ale i bez krawatów; wszyscy swobodni, wyluzowani, słowem: na sportowo, po europejsku, tyłem do przeszłości, przodem do przyszłości. Wszyscy rozanieleni, podekscytowani, pobudzeni, bo zaraz ruszą w cudowną podróż. Ale pociąg jakoś nie rusza. Więc dalej krzyczeć, że hańba tym, którzy semafora nie chcą podnieść. „Przecież gdzieś tam nie mogą się nas doczekać. Jak to – my tu, a oni tam?” Krzyczą, i co z tego krzyku wynika? Czekają.

Tak, to właśnie przez „hamulcowych” Polska nie rozwija się dynamicznie, a Polacy nie otrzymują tego, na co zasługują. Że tak jest, świadczą o tym słowa marszałka Bronisława Komorowskiego, który swego czasu stwierdził: Do wyborów prezydenckich trudne reformy będą leżały odłogiem, bo urząd prezydenta jest wielkim i skutecznym hamulcowym

PO to partia, która chyba w swoim statucie ma wpisaną nie tylko zasadę galopu w miejscu, ale i jeszcze inne: „Jakoś to będzie”, „Unia za nas to zrobi”, „NATO nas obroni”, „Silniejszy ma zawsze rację”, „Prywatyzujmy, co tylko się da”, „Nie dotykajmy się gospodarki, bo jeszcze coś się zawali”, „Nie rozdrapujmy ran narodowych”. Zasady te sprawiają, że nasz rząd często umywa ręce i rozwiązanie wielu naszych palących problemów zostawia instytucjom Unii Europejskiej. Wyrazistym przykładem tego rodzaju działania jest nasza polityka zagraniczna. Wyręczanie się międzynarodowymi instytucjami, agendami organizacji międzynarodowych tak nam weszło w krew, że nawet w sytuacji wielkiego dramatu narodowego, który rozegrał się pod Smoleńskiem zgodziliśmy się na to, by ustaleniem przyczyn rozbicia się polskiego samolotu zajęli się głównie Rosjanie. 

Odnoszę także wrażenie, że PO ciągle nas wciąga w wir chocholego tańca. Udało się tej partii skutecznie zająć umysły bardzo wielu ludzi myślą związaną z konfliktem, który rozgrywa się miedzy nią a PiS. Już gdy wstają ranne zorze, jak Polska długa i szeroka rozlega się krzyk protestu związany z ohydnymi poczynaniami PiS-u. A kiedy lud szykuje się do snu, to na dobranoc opowiada się mu bajkę o strasznym PiS-ie, co to czyha na Niebieskiego Kapturka. Nic więc dziwnego, cały czas wszędzie daje się odczuć bojaźń i drżenie. Niestety, nic nie świadczy o tym, że w najbliższym czasie uda się nam wyjść z tego zaklętego koła myśli, że proces ogłupiania narodu i dzielenia go na dobre się zakończy. W tym kontekście aż strach pomyśleć, bo by się działo w życiu naszego kraju, gdyby zabrakło PiS-u, czym wtedy byśmy się zajmowali, o czym mielibyśmy mówić – przerażająca to wizja, zwłaszcza dla PO. 

PO to partia paradoksów, bo z jednaj strony mówi, że chce stosować zasadę zaczerpniętą z „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza – „Kochajmy się”, a z drugiej chce urzeczywistnić zasadę „Musimy dorżnąć watahę”. PO mnóstwo czasu poświęca na to by zrzucić z narodowego wozu tych, którzy jej mówią, że nie można „pędzić” tak, jak to robi. Przekonuje społeczeństwo, żeby już nigdy więcej na takich ludzi nie głosować, tym bardziej że może „narodowej konserwie” przyjść do głowy zaprowadzić porządek w kraju. I co wtedy będzie? Co wtedy będzie z Mirem, Rychem, Zbychem? Znowu nastanie totalitaryzm, znowu będą podsłuchy, prowokacje CBA, znowu spadnie liczba przeszczepów serca. Zacznie się prześladowanie ludzi z inicjatywą, przedsiębiorczych, zaradnych.

Dlaczego więc, mimo tych przestróg, tak bardzo wyglądam nadejścia zapowiadanej przez PO apokalipsy?

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka