Artur Lewczuk Artur Lewczuk
1052
BLOG

Stara "miłość" w nowych dekoracjach

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 0

Na ostatniej sesji plenarnej Dumy Państwowej z inicjatywy Władimira Wolfowicza Żyrinowskiego – wiceprzewodniczącego Dumy, a zarazem przywódcy Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, przyjęto uchwałę będącą protestem przeciwko dyskryminacji ludności rosyjskiej w państwach, które były kiedyś republikami ZSRR. Zaprotestowano także w niej przeciwko zafałszowywaniu przez te państwa przeszłości historycznej Kraju Rad. Uchwała jest również wyrazem oburzenia deputowanych Dumy tym, że w przeddzień 70-lecia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941-1945, w kolejną rocznicę zwycięstwa ZSRR nad III Rzeszą w dawnych republikach ZSRR takich jak Gruzja, Łotwa, Estonia mnożą się przejawy rusofobii, że pojawiają się obraźliwe wypowiedzi na temat Rosjan, że są usuwane pomniki postawione ku czci żołnierzy Armii Czerwonej. Zdaniem rosyjskich parlamentarzystów władze państw, w których dochodzi do nienawistnych wystąpień przeciwko spuściźnie ZSRR, powinny zrobić wszystko, co możliwe, żeby zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się i potęgowaniu prowokacji antyrosyjskich. Ci, którzy zaprzeczają szlachetnemu wymiarowi przyjaźni Rosjan z innymi narodami stanowiącymi kiedyś ZSRR, którzy starają się zniszczyć wielowiekowe więzi łączące te narody i oczerniają przeszłość ojczyzny ruchu proletariackiego, powinni być powstrzymani w ich niegodziwych działaniach. W przekonaniu deputowanych Dumy pragnienie Federacji Rosyjskiej, aby stworzyć atmosferę zaufania, partnerstwa między narodami, często nie jest rozumiane przez inne państwa i „nie spotyka się z pozytywną reakcją”. 

Duma nie ma wątpliwości, że odrzucenie przez niektóre byłe republiki ZSRR budowania relacji między państwami w duchu miłości powinno spotkać się ze zdecydowaną reakcją. Ci, którzy nie są w stanie po dobroci zrozumieć, że miłością można przezwyciężyć wszystko i sieją ziarna nienawiści, powinni nie dziwić się temu, że Rosja w takiej sytuacji będzie „podejmować wszelkie niezbędne polityczne i gospodarcze kroki” przeciwko dyskryminacyjnym działaniom mającym na celu poniżanie obywateli Federacji Rosyjskiej, jej oficjalnych przedstawicieli i przedstawicieli rosyjskiego biznesu. 

Ledwie projekt uchwały Dumy Państwowej ujrzał światło dzienne, a i u nas pojawiły się głosy, że „coś z pleniącą się ostatnio nienawiścią trzeba zrobić”. My także, zdaniem polityków z SLD i Kampanii Przeciw Homofobii, powinniśmy postarać się, aby nasz parlament zatwierdził uchwałę potępiającą nienawiść, z tą różnicą, że chodzić by miało o „mowy nienawiści”, które wypowiadają „pisowcy”. W ich przekonaniu to, co wyprawia od jakiegoś czasu PiS „w temacie stosunków międzyludzkich”, przechodzi wszelkie granice tolerancji.

Pojęcie „mowa nienawiści” należy do form komunikacji międzyludzkiej. Nie jest jasno, precyzyjnie zdefiniowane. Przeważnie rozumie się przez nie wypowiedzi ustne i pisemne oraz przedstawienia obrazkowe oskarżające, wyszydzające i poniżające, ludzi, degradujące ludzi w ich człowieczeństwie z takich powodów jak przynależność rasowa, etniczna, religijna, kulturowa oraz płeć, orientacja seksualna, a więc z powodów niejako niezależnych od człowieka. To wypowiedzi, które służą wykluczeniu człowieka z jakiejś przestrzeni życia publicznego, pozbawieniu go należnych mu praw, które prowadzą do jego wyobcowania. Ich kryterium wbrew pozorom nie jest wulgarność, bowiem za „mowę nienawiści” uważa się też teksty służące poniżeniu w sposób zawoalowany, przy pomocy metafor, sugestii i różnego rodzaju generalizacji.  

I oto od jakiegoś czasu każdego dnia dowiadujemy się, że tego rodzaju wypowiedzi są językiem Prawa i Sprawiedliwości, są formą, którą partia Jarosława Kaczyńskiego posługuje się w komunikowaniu się ze społeczeństwem. Z racji tego, co oznacza, sformułowanie „mowa nienawiści”, można powiedzieć, że jego pojawienie się w naszym dyskursie politycznym to logiczna konsekwencja tego, w jaki sposób próbuje się utrwalić w świadomości społecznej obraz PiS-u. To kolejny dowód na to, że tej partii chce się nadać cechy partii faszyzującej. Coraz bardziej nabieram przekonania, że przeciwnicy PiS-u postanowili prowadzić walkę z partią Jarosława Kaczyńskiego, wykorzystując paradygmat faszyzmu, by zrodzić wśród ludzi przeświadczenie, że Prawo i Sprawiedliwość to wielkie zagrożenie dla publicznego porządku i wolności człowieka. Robi się wiele, aby przekonać społeczeństwo, że przed Jarosławem Kaczyńskim i PiS-em należy odczuwać paniczny strach. Jest to działanie skrajnie nieodpowiedzialne, świadczące o tym, że nasz kraj staje się coraz bardziej bezbronny, skoro są ludzie, którzy są w stanie swoją ojczyznę przedstawiać jako tę, w której rodzi się nowe widmo nienawiści człowieka do człowieka, nie mając ku temu żadnych podstaw. Absurdalność całej tej sytuacji wynika chociażby z tego, że straszliwe zdarzenie, które dokonało się w Łodzi i miało wymiar mordu politycznego przypada nie na czas rządów Jarosława Kaczyńskiego, ale tych, którzy ucząc miłości uczą nienawidzić.  

Trudno mi przypomnieć jakąkolwiek wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, która „wyczerpywałaby znamiona mowy nienawiści”, ale podobno są. Tak przynajmniej twierdzi chociażby Stefan Bratkowski w swoim tekście niedawno opublikowanym na stronie internetowej Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, który zarzuca PiS-owi „nacjonalizm z ksenofobią nazywany patriotyzmem”. Jego zdaniem program tej partii to „propaganda niezadowolenia zamiast propagandy zaradności, jątrzenie i propaganda konfliktu zamiast współpracy, majstrowanie wokół przeszłości zamiast pytania, co zrobić dla jutra”. Zastanawiam się, jak nazwać „mowę” dziennikarza, który twierdzi że Jarosław Kaczyński odwołuje się do ideałów Benito Mussoliniego i Adolfa Hitlera, który na poparcie swojego twierdzenia używa argumentów typu: Jarosław Kaczyński wzorem hitlerowców organizuje fackelzugi, marsze z pochodniami – przerażająca to mowa. Postawić, jak to czyni Stefan Bratkowski, polskiego premiera obok zbrodniarzy XX wieku, powiedzieć, że dąży do przelewu bratniej krwi to, coś niepojętego. I ileż trzeba mieć w sobie nienawiści, żeby tak mówić?

Bratkowski, wzorem deputowanych Dumy Państwowej krytykujących byłe republiki ZSRR, które mają odwagę negować wartość przeszłości, kiedy były częścią imperium sowieckiego, wzywa Jarosława Kaczyńskiego do nawrócenia się na właściwą drogę i jednocześnie grozi. Twierdzi, że „ze złej miłości można się uleczyć - przed nikim nie jest zamknięta droga do uczciwości i demokracji”. Ale jeśli to nie nastąpi, jeśli Jarosław Kaczyński nie poprawi się? Cóż, zdaniem Stefana Bratkowskiego „rodzącemu się faszyzmowi trzeba po prostu zagradzać drogę.” Podobnego zdania jest rzecznik SLD Tomasz Kalita, który twierdzi, że „działania i wypowiedzi PiS-u nie mieszczą się w ramach systemu demokratycznego.” Wypowiadając się w imieniu własnym i „w imieniu wielu Polaków” przekonuje, że PiS należy zdelegalizować. 

 

Kiedy o tym wszystkim myślę, kiedy przyglądam się nowym paradygmatom, nowej stylistyce, która pojawiła się w naszej polityce, zaczynam mieć przekonanie, że oto na naszych oczach dokonuje się coś na wzór podpalenia Reichstagu. Mam jednocześnie przeświadczenie, że jeśli nadal będzie w niej trwał taki napór „miłości”, z jakim mamy do czynienia teraz, to miłość stanie się znienawidzonym uczuciem.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka