Artur Lewczuk Artur Lewczuk
1800
BLOG

Rosja - Polska

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 12

Kiedy wybuchło powstanie listopadowe, Aleksander Puszkin, tak podobno przychylny Polsce, ten, który w odzie „Wolność” z 1817 r. pragnął „wolności śpiewać chwałę/z królewską zbrodnią stoczyć bój”, całym sercem był za zdławieniem zrywu niepodległościowego Polaków. W liście do swojej przyjaciółki Jelizawiety Chitrowo, córki księcia Goleniszczewa-Kutuzowa pisał: „Jestem całkowicie wstrząśnięty wieścią o polskim powstaniu. Tak więc nasi odwieczni wrogowie zostaną ostatecznie zniszczeni (...). My możemy jedynie żałować Polaków. Jesteśmy zbyt silni, żeby ich nienawidzić, wojna, która się zaczyna, będzie wojną do wyniszczenia. W każdym razie powinna taką być. Miłość do ojczyzny zawsze była w duszy Polaka uczuciem beznadziejnie-ponurym. Proszę przypomnieć ich poetę Mickiewicza.” 

Gdy Puszkin dowiedział się, że Warszawa upadła, stwierdził: „Znowu zajęliśmy przysługującą nam pozycję, której nie powinniśmy byli tracić.” Jakby tego było mało, napisał wiersz „Oszczercom Rosji”, w którym przestrzega przed umiędzynarodowieniem sprawy polskiej. Kiedy część Europy wystąpiła przeciwko temu, w jaki sposób Rosjanie potraktowali walczących o wolność Polaków, Puszkin w swoim wierszu sprzymierzeńcom polskich powstańców zadaje pytanie: „O co ten krzyk, trybuni ludu?” Przekonuje, że odwieczne spory pomiędzy „chełpliwym Lachem a wiernym Rusem” to sprawa wewnętrzna, a jakąkolwiek krytykę Rosji traktuje jako przejaw nienawiści do narodu rosyjskiego. Jednocześnie w swoim wierszu nie pozostawia złudzeń co do tego, jaki los spotka tych, którzy będą mieli czelność obrażać Rosję – wtedy „wstanie szczeciną połyskującą rosyjska ziemia.” 

Wrogość Aleksandra Puszkina wobec niepodległościowych dążeń Polaków z czasem ukryto i zamieniono na jego miłość do Polski walczącej z caratem, a z jego znajomości z Adamem Mickiewiczem uczyniono przykład potwierdzający bliskość narodu rosyjskiego i polskiego, bratnie związki istniejące pomiędzy Rosjanami i Polakami. Niejednokrotnie „przyjaźni” łączącej autora „Eugeniusza Onegina” i autora „Pana Tadeusza” nadawano symboliczny sens, widząc w niej piękno. Ale tak naprawdę jej piękno było iluzoryczne, nie miało chyba wiele wspólnego z rzeczywistością. 

Kiedy Adam Mickiewicz publikuje wspaniałe studium władzy despotycznej, jakim jest III część „Dziadów”, a w nim obnaża prawdę o carskiej władzy oraz ukazuje jej straszliwe skutki nie tylko dla życia Polaków, ale i dla Rosjan, kiedy wyjaśnia w swoim wierszu „Do przyjaciół Moskali”, że poczyniona przez niego krytyka państwa rosyjskiego wyrasta ze szlachetnych pobudek, Puszkin w utworze zadedykowanym Mickiewiczowi przedstawia go jako niewdzięcznika. Ukazuje Adama Mickiewicza jako człowieka, który wśród Rosjan znalazł pomoc, z którym Rosjanie dzielili się „marzeniem czystym i pieśnią”. A on? On okazał się „zdrajcą”, bo „teraz nam wrogiem stał się, co trucizną/ przepaja wiersze swoje na uciechę/bujnej gawiedzi”. Antidotum na „truciznę” Mickiewicza, które próbował stworzyć Puszkin, był m.in. jego poemat „Jeździec miedziany”. Stanowił on odpowiedź na niesprawiedliwy, zdaniem Puszkina, obraz caratu, jaki ukazał swoim dziele autor „Dziadów”.

 

Podobnie, jak przedstawiano „świętą przyjaźń” pomiędzy Puszkinem a Mickiewiczem, tak dzisiaj przedstawia się „zbliżenie Rosji z Polską”. Mówi się „o nowym otwarciu w stosunkach pomiędzy tymi państwami”, o tym, że „ w bilateralnych relacjach Rosja-Polska jest tak dobrze, jak już od dawna nie było, i że będzie jeszcze lepiej”. Czy tak rzeczywiście jest? A może jednak w tym przypadku mamy do czynienia z tym samym zabiegiem propagandowym, którego użyto w związku ze znajomością Puszkina z Mickiewiczem? 

Od momentu, kiedy premierem został Donald Tusk, polski rząd robi wiele, by zasłużyć na choćby mizerną pochwałę ze strony Rosji. Przekonuje nas do tego, byśmy postarali się, żeby Rosja na nowo nam zaufała i że powinniśmy Rosję zrozumieć, cokolwiek by to miało znaczyć. Gestów mających świadczyć o miłości polskich władz do Rosji nasz rząd uczynił wiele. 27 listopada 2007 r. Donald Tusk zapowiedział z satysfakcją, że Polska nie będzie dłużej przeciwna prowadzeniu negocjacji w sprawie członkostwa Rosji w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). 14 grudnia 2007 r. premier Tusk oznajmił, że Polska zmienia zdanie i nie ma nic przeciwko rozmowom dotyczącym zawarcia porozumienia o strategicznym partnerstwie między Rosją a Unią Europejską. Niedługo potem Polacy rozpoczęli rozmowy z Rosją w sprawie amerykańskiej propozycji budowy tarczy rakietowej w Europie Środkowej. 21 stycznia 2008 roku minister Sikorski wybrał się do Rosji i ogłosił, że kwestia związana z zainstalowaniem tarczy antyrakietowej w naszym kraju będzie rozwiązywana z uwzględnieniem rosyjskiego stanowiska. Rosjanie temu pomysłowi przyklasnęli i w takiej sytuacji, w akcie wielkoduszności, szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow powiedział, że Rosja nie będzie wywierać nacisków na Polskę w sprawie tarczy. Ale jednocześnie ambasador Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin ostrzegł nas przed prowadzeniem polityki, którą Kreml mógłby uznać za nieprzyjazną wobec rosyjskiego państwa i przypomniał, że „próby przyjęcia konfrontacyjnej linii w Polsce zawsze prowadziły do tragedii.” Słowa te zabrzmiały jak groźba, choć oczywiście dla Rosjan były tylko przejawem dobrej, przyjacielskiej rady kogoś, kto Polsce dobrze życzy i pragnie, żeby w końcu zmądrzała.

Rosjanie, widząc życzliwość polskich władz, to, że„ wykazują one daleko idące zrozumienie dla żywotnych interesów Rosji”, poszli dalej w swoich warunkach udzielenia zgody na zainstalowanie „tarczy”. Uznali, że budowanie i funkcjonowanie tarczy antyrakietowej w Polsce oraz w Czechach powinno dokonywać się pod kontrolą rosyjskich inspektorów. Co na to Polska? Nie dopatrzyła się w tym niczego, co można byłoby uważać za niestosowne. Świadczyć może o tym to, że minister Radek Sikorski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, udzielonym w kwietniu 2008 r., nie wykluczył możliwości zgodzenia się przez Polskę na rosyjskie inspekcje instalacji tarczy antyrakietowej.

Wątek miłosny snuty pomiędzy Polską i Rosją został na jakiś czas zawieszony przez „nieodpowiedzialne wybryki” prezydenta Lecha Kaczyńskiego, któremu przyszło do głowy m.in. to, by przeciwstawić się temu, co Rosja chciała uczynić z Gruzją. I choć polski rząd wyraźnie odciął się od „samolotowego rajdu” prezydenta, wiodącego do Tibilisi przez Azerbejdżan, to Rosja na Polskę „obraziła się”. Stało się tak tym bardziej, że dwa dni po solidarnościowej wizycie w Tbilisi prezydentów Polski, Estonii, Litwy, Łotwy i Ukrainy, 14 sierpnia 2008 r. przedstawiciele Polski i USA parafowali w Warszawie porozumienie w sprawie lokalizacji w Polsce tarczy antyrakietowej. Generał Anatolij Nogowicyn, zastępca szefa sztabu generalnego powiedział 15 sierpnia, że Polska, przyjmując amerykańską tarczę, robi z siebie stuprocentowy cel ataku. Zrobiło się naprawdę groźnie. Zaraz potem Siergiej Ławrow odwołał planowaną wizytę w naszym kraju. Rosja naprężyła muskuły, ale jednocześnie nie chciała relacji z Polską jakoś szczególnie zaogniać wiedząc, że ma w naszym kraju wielu przyjaciół, z którymi można się „dogadać”. To zapewne z myślą o nich minister Ławrow zmienił zdanie i ostatecznie do Polski przyjechał 11 września 2008 r. Pięknie mu później za tę wizytę polscy przyjaciele podziękowali, wypowiadając się ironicznie na temat tego, co spotkało prezydenta Lecha Kaczyńskiego w listopadzie 2008 r. na granicy gruzińsko-osetyńskiej. Dali tym samym Rosjanom dowód na to, że na kogo jak na kogo, ale na Polaków zawsze mogą liczyć. Potępieńcze mowy polskich polityków, którzy w czynie prezydenta Lecha Kaczyńskiego dostrzegli „akt szaleńczej desperacji”, wypowiedź marszałka Bronisława Komorowskiego, mówiącego w radiowej Jedynce: „Jaka wizyta, taki zamach, bo z 30 metrów nie trafić w samochód to trzeba ślepego snajpera”, jego przekonanie, że „incydent gruziński” będzie miał negatywny wpływ na stosunki polsko-rosyjskie, były dla Rosjan jak woda na młyn. To wszystko pozwalało im na „taktyczne obrażanie się”, stawianie siebie w roli pokrzywdzonych i ukazywanie Polaków jako tych, którzy nieustannie jątrzą, prowokują i są przyczyną niestabilności politycznej w Europie.

W styczniu 2009 roku odbyło się w Davos robocze spotkanie premierów Donalda Tuska i Władimira Putina, poświęcone „polepszenia stosunków dwustronnych między Polską a Rosją”. I pewnie czystym przypadkiem było to, że tego samego dnia Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego Rosji uznało, że sprawę mordu NKWD na polskich oficerach w Katyniu w 1940 r. należy rozpatrywać na podstawie sowieckiego kodeksu karnego, który obowiązywał w chwili popełnienia przestępstwa. Co oznaczało, że wznowienie śledztwa w tej sprawie nie jest możliwe. Zgodnie z tym kodeksem przedawnieniu nie ulegają tylko „przestępstwa kontrrewolucyjne”, wszystkie inne ulegają po dziesięciu latach od ich popełnienia, w tym zbrodnia katyńska.

21 września 2004 roku Główna Prokuratura Wojskowa umorzyła śledztwo w sprawie zbrodni katyńskiej. Jako powód tej decyzji podała śmierć tych, którzy rozstrzeliwali polskich oficerów. Jednocześnie postanowiła, że większość akt śledztwa będzie utajniona, tak jak postanowienia o jego umorzeniu. W ten sposób utajniono również listę osób uznanych za winnych. To postanowienie próbowało uchylić Stowarzyszenie Memoriał, zajmujące się badaniami historycznymi i propagowaniem wiedzy o ofiarach represji radzieckich, a także ochroną praw człowieka w krajach byłego ZSRR, próbowały to także uczynić rodziny zamordowanych polskich żołnierzy, ale ich działania spełzły na niczym. Władze rosyjskie robiły, co mogły, aby śledztwo, co do prowadzenia którego było mnóstwo zastrzeżeń, nie zostało wznowione i by nie doszło do pośmiertnej rehabilitacji pomordowanych jako ofiar represji politycznych. Kilka miesięcy później, w czerwcu 2009 r., główny prokurator wojskowy Rosji Siergiej Fridinski powiedział, że rozstrzelanych przez NKWD Polaków nie można uznać za ofiary represji politycznych, ponieważ zbrodnia katyńska nie była dokonana w imieniu państwa. Swoje zdanie podtrzymał całkiem niedawno, bo w maju, odnosząc się do kolejnych zapytań Memoriału na temat podstaw umorzenia śledztwa. Stając wobec zmowy milczenia władz rosyjskich w sprawie mordu katyńskiego, rodziny ofiar NKWD zaczęły wnosić „skargi katyńskie” do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Czy to zmieniło postępowanie Rosji? Nie zmieniło. W marcu 2010 r. rosyjski rząd, ustosunkowując się do wniesionych skarg, stwierdził, że w trakcie prowadzonego w Rosji śledztwa nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono. A tak w ogóle to nawet nie ma pewności, czy Polaków rozstrzelano. Co więcej, Trybunałowi nie przesłano kopii postanowienia z 21 września 2004 r. o umorzeniu rosyjskiego postępowania katyńskiego, ponieważ, zadaniem władz rosyjskich, „zawiera tajemnice, których ujawnienie mogłoby przynieść uszczerbek bezpieczeństwu kraju”.

W kontekście tych faktów szczególnego znaczenie nabiera prawne uznanie zbrodni katyńskiej za ludobójstwo. Jednak Rosjanie, pełni „dobrych chęci normalizacji stosunków z Polską”, nie chcą o tym słyszeć. Władze rosyjskie wiedzą, co robią. Uznanie przez Moskwę mordu katyńskiego jako ludobójstwa, zbrodni wojennej lub zbrodni przeciwko ludzkości zmusiłoby ją do podjęcia próby wyjaśnienia i ujawnienia wszystkich okoliczności mordu z 1940 r., a także ścigania jego sprawców. W obecnej sytuacji prawnej władze rosyjskie tego robić nie muszą. To poczucie Rosjan jest tym bardziej silne, ponieważ niektórzy polscy politycy są przekonani, że prawne zakwalifikowanie zbrodni katyńskiej jako ludobójstwa jest błędem – w ich mniemaniu Rosjanie żadnego ludobójstwa nie dokonali. Cóż, niemało u nas tych, dla których ważniejsza jest rosyjska niż polska racja stanu, jakkolwiek byłaby ona przez Rosjan pojmowana.

Dzięki coraz bardziej otwartemu dialogowi pomiędzy Rosją a Polską w 70. rocznicą wybuchu II wojny światowej dowiedzieliśmy się z ust pracowników rosyjskiego wywiadu, że Józef Beck był niemieckim agentem. Premier Putin, przemawiając na Westerplatte, uzmysłowił nam, że „każda współpraca z (…) nazizmem, doprowadziła do tragedii”, jaką stała się II wojna światowa, dlatego też Polska powinna potępić, podobnie jak to uczyniła Rosja, potępiając pakt Ribentrop-Mołotow, polsko-niemiecki pakt o nieagresji z 1934 roku. Premier Putin pozwolił nam zrozumieć, że Polacy także w pewnym stopniu przyczynili się do wybuchu II wojny światowej, bo „wysiłki podejmowane od 1934 do 1939 roku, by uspokoić nazistów, poprzez zawieranie różnych porozumień oraz paktów z nimi były nie do zaakceptowania z moralnego punktu widzenia, jednak z perspektywy politycznej były bez sensu, były niebezpieczne i były złe.” W jego przekonaniu „kombinacja tych aktów doprowadziła do tragicznego początku II wojny światowej”. Jednocześnie premier Władimir Putin w czasie swojego przemówienia na Westerplatte wyznaczył cele polityki międzynarodowej, które pragnie osiągać Rosja. Zwrócił uwagę na to, że jego kraj, nie tylko przyznaje się do błędów przeszłości, ale również „dokonuje praktycznego wkładu w budowę nowego świata, na nowych zasadach”. Zdaniem premiera Putina dzięki Rosji „możliwe jest usuwanie wirtualnych, a także rzeczywistych murów berlińskich oraz ustanawianie warunków wstępnych dla budowy nowej Europy, bez linii podziału. Szef rządu rosyjskiego apelował, by „wyleczyć społeczeństwo z ksenofobii, z rasizmu, z nienawiści, ze wzajemnego braku zaufania, skrzywiania historii.”

Jak to robić? Jak budować nowoczesną Europę? Jak Polacy powinni układać się z Rosjanami? Odpowiedź jest prosta – tak, jak to robi Rosja w swoich relacjach z Niemcami. Zdaniem premiera Putnina Polacy powinni brać przykład z Rosji i Niemiec. Premier Putin zasugerował, by relacje między Rosją oraz Polską „uwolnić od problemów przeszłości i budować je w oparciu o współpracę”. 

No i zaczęło się. Wkrótce potem na Białorusi przeprowadzono manewry wojskowe „Zapad 2009”. Kilkanaście tysięcy żołnierzy, setki czołgów, dziesiątki samolotów i śmigłowców białoruskich oraz rosyjskich ćwiczyło odpieranie ewentualnego ataku Polaków. W czasie manewrów przeprowadzano symulacje różnych zdarzeń. Była to m.in. symulacja powstania wznieconego przez Polaków w Grodnie. Stłumienie tego powstania, dokonane przez rosyjskich komandosów, przebiegło sprawnie i zakończyło się pełnym sukcesem. W czasie manewrów doskonalono także umiejętność walki z grupami dywersantów pochodzącymi z mniejszości etnicznych zamieszkujących Białoruś. Ostatecznie dywersantów zdemaskowano i unieszkodliwiono, nic więc dziwnego że tuż po manewrach, ani klika miesięcy później próżno byłoby szukać jakichkolwiek dywersantów ukrywających się na białoruskich bagnach bądź w rosyjskich lasach.

17 września 2009 roku dowiedzieliśmy się, że prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama wysłał list do prezydenta Rosji Dimitrija Miedwiediewa, w którym poinformował go o rezygnacji amerykańskiego rządu z budowy tarczy antyrakietowej w Czechach i Polsce. Trudno przypuszczać, że czas ogłoszenia tej decyzji był przypadkowy i jednocześnie nietrudno zgadnąć, jakim był znakiem oraz do kogo wysłanym. 

Pod koniec 2009 r. Rosjanie w ramach „naprawiania relacji” z Polską rozmieścili rakiety „Iskander” w Zachodnim Okręgu Wojskowym w Kaliningradzie, zdolne niszczyć każdy cel w Polsce. Potem doprowadzili do rozdzielenia uroczystości na cmentarzu katyńskim, będącej upamiętnieniem 70. rocznicy mordu dokonanego przez Rosjan na polskich oficerach. W sposób bezprzykładny wyjaśnili przyczynę rozbicia się polskiego samolotu w Smoleńsku. Ogłoszony 12 stycznia 2011 roku przez rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) raport ze śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej wskazywał, że winę za nią ponoszą wyłącznie Polacy. 

Przywołane przeze mnie przykłady zdarzeń w relacjach Rosja-Polska świadczą o tym, że trudno doszukać się w działaniach Rosji chęci pojednania z Polską. Rosja w praktyce od wielu lat traktuje nasz kraj jako pole realizacji wyłącznie swoich politycznych i gospodarczych interesów. Nie ma w niej woli pojednania z Polską, a przynajmniej nic nie świadczy o tej woli i o zainteresowaniu Rosji w tworzeniu partnerskich relacji z naszym krajem. Polska dla Rosji jest interesująca jedynie jako źródło eksploatacji naszych zasobów gospodarczych, jako tło, na którym buduje się rosyjskie poczucie dumy, potęgi i które uwiarygodnia sprawność rosyjskiej władzy. Charakter istniejących relacji Rosji z Polską to także sygnał wysyłany innym krajom Europy Środkowej mający świadczyć o tym, że z Rosją lepiej nie wchodzić w spory. Rosjanie, kształtując związki z Polską, bardzo często uciekają się do polityki strachu, ostrzegania, pragną narzucić Polsce rolę petenta, a jednocześnie robią wiele, żeby ukazać siebie jako ofiarę polskiej pychy, polskiego pieniactwa, ofiarę kraju zapatrzonego w przeszłość, a przez to niezdolnego do budowania nowego ładu europejskiego. Rosja jednak od Polski się nie odwraca, wciąż na Polskę czeka, zdolna przebaczyć jej zdradę przyjaźni. Powoli zaczyna otaczać ją swoimi ramionami – najpierw od północy, i tylko patrzeć jak i od południa. A Polska zadaje się to coraz bardziej rozumieć, że najwyższy czas całkowicie się nawrócić, o czym świadczy ostatnie spotkanie ministrów spraw zagranicznych Rosji, Niemiec, Polski w Królewcu.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka