Artur Lewczuk Artur Lewczuk
523
BLOG

Pogarda

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 4

 

Jakże ohydny musiał być bezrozumny Achillles, kierujący się nienawiścią, kiedy stał nad ciałem martwego Hektora, okazując pogardę temu, który upraszał go wcześniej o honorowe postępowanie. Próbuję wyobrazić sobie Pelidę w tej szczególnej chwili, którą zapewne pojmował jako chwilę zwycięstwa, a która tak naprawdę była chwilą jego hańby.

Oczy pałają nienawiścią. Usta układają się w figurę szyderstwa. Drżącymi z przejęcia rękoma przywiązuje ciało najdzielniejszego z Trojan do rydwanu i dzikim krzykiem przymusza do galopu konie. Za wleczonym Hektorem unosi się kurzawa. Ciało raz jeszcze jest kaleczone, tym razem przez szorstkie trawy i ostre kamienie. „Martwą bryłę upadla miotając się wściekle”. Jakby tego było mało, po kilku dniach Achilles trzykroć ją przeciąga wokół mogiły Patroklesa, aby dać upust wrzącej w nim nienawiści, która go nieustannie przepełnia. Jestem pewien, że wówczas niebo zaciągnęło się grubymi chmurami tak, że w ciągu dnia panował złowieszczy półmrok, ktory przyprawiał o wielki smutek ludzi o czułym sercu.

Piszę o tym zdarzeniu nie w kontekście całej „Iliady”, w której Hektor jawi się jako pogromca Patroklesa, a Achilles jest ostatecznie przedstawiony jako ktoś piękny, bo z czasem zacznie kierować się prawem skruszonego serca – Pelida przyzna się do swojej podłości wobec Hektora, przezwycięży swój butny gniew. Piszę o ohydzie i bezrozumności Achillesa w kontekście chwili, gdy myśli tylko o sobie i nie potrafi dostrzec szlachetności swojego adwersarza. Piszę o nim w kontekście władzy, która siedzi na swym tronie chłodno, trzymając w dłoniach naostrzone berło oraz zatrute jabłko. Piszę o pogardliwym postępowaniu syna Tetydy, mając na uwadze władzę, która nienawidzi wszystkich tych, którzy nie są czołobitni i którzy nie myślą tak, jak chciałaby, żeby myśleli. Ślepa jak Edyp, który widząc nie widzi, wcześniej czy później sprowadza na państwo i na siebie zarazę oraz hańbę. Zatwardziała w swojej pysze, wietrząc wroga w każdym Kreonie przychodzącym z Delf z niewygodną dla niej wiadomością, rozbija wspólnotę i rwie nici więzi, które splatają ludzi w naród. Taka władza tym samym niejednokrotnie niszczy tych, którzy są solą ziemi.

Władza pogardy w kimś, kto ma w sobie pierwiastek Hamleta, upatruje rycerza w miękkich kapciach. Ona człowieka, dla którego obol pod językiem to tyle co prawda, najchętniej widziałaby wygnańcem świata wydanym na sardoniczny śmiech. Tego rodzaju władza próbuje przywłaszczyć sobie prawo do wydawania niepodważalnych wyroków jako ta, która jest nieomylna. A kiedy ktoś za jej sprawą doświadcza tragedii, myśli o tym, jak zamienić ludzkie dusze w zgniłe próchno, aby jak najszybciej zapomniano o czyimś dramacie i żeby nie dopuścić do zakończenia tego dramatu aktem prawdy. Ohydna i bezrozumna władza często bezcześci ludzi honoru, by odwrócić świat wartości i by nikomu nie przyszło do głowy, żeby przeciwstawić się jej bezmyślnej sile. Chce, żeby los ludzi szlachetnych wywołał powszechny lęk, który zegnie innym kolana. Spod tronu takiej władzy wypełzają skorpiony cynizmu z jadem rozpaczy.

Jej chęć przywłaszczenia sobie życia innych ludzi, jej przemoc, niepohamowana czarna emocjonalność i przekonanie o bezkarności aż po wieczność wydają się mi czymś niepojętym. Wszak to o niej mówi Księga Daniela, w której zawarta jest historia babilońskiego króla Baltazara. Ów władca pewnego razu urządził na swoim dworze ucztę, na której zastawą były naczynia liturgiczne zrabowane przez Babilończyków ze świątyni jerozolimskiej. Goście Baltazara pili z nich wino, a pijąc „wychwalali bożków złotych i srebrnych, miedzianych i żelaznych, drewnianych i kamiennych”, czym świadomie profanowali to, co święte. Kiedy tak ucztowali, na ścianie sali, w której się znajdowali, ukazały się ludzkie palce piszące słowa: „mene, mene, tekel ufarsin”. Baltazar bardzo się tym wystraszył. Wezwał wróżbitów, by przetłumaczyli napis. Jednak nikt z nich nie potrafił tego zrobić. Bezradność największych mędrców państwa wywołała zdziwienie króla i jego dostojników. Matka Baltazara poradziła mu, by wezwał proroka Daniela, w którym Nabuchodonozor, ojciec Baltazara, widział kiedyś światło rozumu i mądrość podobną do mądrości bogów. Prorok przełożył treść tajemniczego napisu i oznajmił królowi, że wyrazy, które pojawiły się na ścianie, znaczą tyle co: „policzono, zważono, rozdzielono”. Powiedział, że należy je rozumieć jako znaki, które mówią: „Bóg obliczył twoje panowanie i ustalił jego kres. Zważono cię na wadze i okazałeś się zbyt lekki. Królestwo uległo podziałowi; oddano je Medom i Persom”.

Władza pogardy zawsze wcześniej czy później sięga po kielichy liturgiczne, wydając biesiadę pychy tak jak Baltazar. Ale kiedy wraz z Pielgrzymem z „Sonetów krymskich” spoglądam na ruinę pałacu Girajów i widzę, jak znajdująca się w nim fontanna haremu, perłowe łzy sącząc woła przez pustynie: „Gdzież jesteś. o miłości, potęgo i chwało!//Wy macie trwać na wieki, źródło szybko płynie,//O hańbo! wyście przeszły, a źródło zostało", wówczas uśmiecham się spod przymkniętych powiek.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka