Artur Lewczuk Artur Lewczuk
1519
BLOG

Rozbieranie Justyny

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Społeczeństwo Obserwuj notkę 6

Noc sączy się ciszą. Czas powolnym kapaniem minut rozlewa się w zamyślenie. Gazety przejrzane, serwisy informacyjne obejrzane. W głowie jeszcze fruwają strzępy przeczytanych przeze mnie gazetowych tekstów, usłyszanych wiadomości telewizyjnych – jakże do siebie podobnych, bo przecież nie odnalezionych wysiłkiem dziennikarzy, a kupionych w jakichś agencjach prasowych i przez dziennikarzy jedynie przerobionych tak, aby były zgodne z linią redakcji. Jako że i tu sprzedaż jest „detaliczna” oraz „hurtowa”, nic dziwnego, że każdego dnia pojawia się prawie wszędzie ten sam ulepek informacyjny – „hurtownicy” potrafią zadbać o swój monopol. Większość tekstów tworzących „konglomerat prawdy” wygląda jak fizjologiczny opis rzeczywistości odarty z szaty metafory, symbolu, z języka, któremu nieobca jest kwestia smaku estetycznego. Wykładanie kawy na ławę, cała prawda całą dobę, mówienie tak jak jest to coś, co stało się esencją współczesnego dziennikarstwa, wyciągiem czynionym koniecznie z „aromatycznych” zdarzeń, czyli takich, które wywołują emocje – najlepiej te skrajne. Dzisiejsze dziennikarstwo to często pornografia nagich faktów, roznegliżowane ciała zdarzeń ukazane oczyma podglądacza, kogoś, kto się zakradł tam, gdzie inni zakraść się nie mogli. To wyrywanie innym tego, co intymne, zaglądanie do trzewi codzienności popularnych postaci i opisywanie jej mięsistym językiem. To pokazywanie człowieka, jakby składał się wyłącznie z popędów, pożądań i opinii na temat Jarosława Kaczyńskiego; no, czasami na temat aborcji, miłośników tęczy, Kościoła, powodów, dla których jesteśmy ksenofobiczni, zaściankowi i tego, czego powinniśmy nie robić, aby Rosjanie nas kochali, a Europa uznała, że jesteśmy europejscy. Do tego trochę katastroficznych wizji, czego przykładem może być niedawna wypowiedź Kazimierza M. od Apokalipsy, w której przedstawił wizję polskich ulic ociekających krwią przelaną w akcie nienawiści i odwetu tych, którzy dopiero co przejęli władzę, do tego trochę obrazków z aktorkami i krzyczącym tytułem „Ale ciało!”

Tu nie ma zatrzymanej ręki, pominięcia jakiejś myśli, wynikającego z poczucia odpowiedzialności za słowo, które może wywołać zło, nie ma żadnej wątpliwości co do zasłyszanych plotek, pomówień, co więcej – nadaje się im przeważnie kształt „sprawdzonych informacji zaczerpniętych z dobrze poinformowanych źródeł”. Tekst dziennikarski jest dzisiaj często jedynie towarem, który trzeba jak najlepiej sprzedać, sposobem na korzystne dla jakiejś koterii ukształtowanie rzeczywistości bądź kulą wystrzeloną w kogoś znienawidzonego.

Czy współczesna „golizna faktów” publicystycznych rzeczywiście prowadzi do poznania całkowitej prawdy o świecie? Może niekiedy „rozebranie” jest cofnięciem się w prawdzie, w rozumieniu świata; może zubaża nasze pojmowanie świata i degraduje tego, który rozbiera, degraduje go w jego mądrości? Czy naprawdę nagość jest stanem wtajemniczenia, do którego trzeba zmierzać? Współczesnemu światu trudno jest pojąć te pytania, bo we współczesnym świecie dąży się do rozebrania wszystkiego, co okryte. Robi się to w imię prawdy, często tym samym popadając w kłamstwo, które, bywa tak, staje się zagrożeniem dla całej wspólnoty narodu. Mówi o tym Czesław Miłosz w swoim wierszu „Rozbieranie Justyny”, w którym dzieli się swoimi myślami wywołanymi lekturą „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej.

Z pozoru świat przedstawiony tej powieści jest jakby niepełny, nieprawdziwy, bo pozbawiony prawdy o życiu, która jest, jak się wydaje, o wiele bardziej złożona niż ta powieściowa: Mamy w tym utworze dużo przemilczeń – przemilczane jest tu wywołane popędem pożądanie kobiety przez mężczyznę, nie ma w nim nic o krwi na prześcieradle jako skutku romansu Justyny Orzelskiej z Zygmuntem Korczyńskim, przemilczane są różne trudy życia człowieka, rozpacze ludzkie, poniżenia. Orzeszkowa przemilczała krzyk bólu towarzyszący kobiecie w chwili rodzenia dziecka; nie napisała nic o kłopotach rodziców związanych z wychowywaniem dzieci, nic o starczej niedołężności, nic o urodzie, która jest tylko chwilowa, nie ma tu ohydy życia; nie ma nic o śmierci człowieka, która często bywa śmiercią bydlęcia, człowieka zniewolonego, poniżanego, który ginie samotnie. Nie ma tu nic o ludzkiej zbrodniczości. Ten swoisty „brak” może podpowiadać, że powieść Orzeszkowej jest powieścią bezwartościową, mającą co najwyżej jakieś historyczne znaczenie. „Wstydliwość” tej powieści, jej „pruderyjność” może dla współczesnego czytelnika, który wkracza w jej świat, być dowodem na staroświeckość tego utworu, bo właśnie nie ma tu obnażenia, „golizny” faktów, bo nie wszystko jest tu wywiedzione na powierzchnię, nie wszystko jest rozebrane. Można pomyśleć, że świat w „Nad Niemnem” to świat poddany korekturze. Orzeszkowa jednak wie, że nie ciało łączy, ale ten szczególny rodzaj duchowości, szczególny rodzaj wartości tworzony w jakiejś jego cząstce także przez „Nad Niemnem”, poprzez ukazanie historii Jana i Cecylii, sakralizowanie ofiary powstańców styczniowych, sposób ukazania życia w Korczynie i Bohatyrowiczach. Ten świat staje się częścią zbiorowej, narodowej świadomości, tworząc pokrewne, podobne do siebie dusze, jakby dusze braterskie, siostrzane. Czytanie „Nad Niemnem” może być tym samym włączeniem się we wspólnotę, wtajemniczeniem w nią, swoistą inicjacją, która pozwala wejść w narodowy krąg ducha, a przez niego uczestniczyć w misterium narodowego trwania. Dzięki temu świat „Nad Niemnem” staje się naszym światem, a my jego nową częścią.

Duchowość, mit, idea zawarta w tekście kultury jest dla jego czytelnika źródłem scalania i odnajdowania samego siebie pośród innych ludzi, czymś, co tworzy wspólnotę. Dla tych, którzy do jej kręgu nie należą, Justyna Orzelska będzie co najwyżej jedynie dziewoją Równość stanową głosząca u Georges Sand. A więc kimś, kogo w pełni nie będą potrafili pojąć i pokochać, ot, jedną z wielu „postępowych kobiet”. Odbieranie świata przez „cielesność” może być źródłem niezwykłych przeżyć, doznań, ale ta niezwykłość jest do przeżycia wtedy, gdy łączy się z duchowością, gdy duchowość towarzyszy życiu człowieka. „Nad Niemnem” ma głównie wymiar duchowy. Justyna jest w tej powieści „ubrana”, dzięki temu możemy naprawdę zobaczyć ów wymiar, uzmysłowić jego wagę w życiu człowieka. Gdyby był pomieszany z cielesnością, byłby mało widoczny, a może prawie wcale nie do dostrzeżenia. A tak mamy w „Nad Niemnem” świat dumy, słusznego gniewu, prawości, szlachetności, w którym dobro i zło mierzy się pamięcią o Mogile, czyli zdolnością do ofiary, poświęcenia lub brakiem tej zdolności,

To, co dzieje się obecnie z nami, z naszym narodem, to jego kruszenie się poprzez pęknięcia na jego ciele, jest spowodowane tym, że zdzieramy z siebie szaty, że chcemy w imię czegoś, co nazywamy „prawdą”, stanąć rozebrani wobec siebie i innych, a przecież szatę mamy niewyżebraną, wartą wysiłku ręki opisującej jej piękno. Trzeba nam przyodziać się na nowo, by, kiedy wypalą się nasze świece, ludzie chodzący po naszych ścieżkach mogli wstąpić z nami w związek prawie miłosny, by było w naszym świecie to, co mogliby pokochać i za czym tęsknić. Choć wosk spływa soplami i ludy handlują, zapalmy  „świece //tutaj w pracowni, czy nawet w naszym kościele”.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo